niedziela, 28 grudnia 2014

Rozdział 6 część 1

Drrrr, Drrrr, Drrrr.

Czy nawet jako porwana muszę znosić to wredne urządzenie. Kto i po co je wymyślił? No ja się pytam. Z widoczną niechęcią wstałam z łóżka i skierowałam się w stronę łazienki. Po wejściu do kabiny prysznicowej momentalnie poczułam jak ciepła woda otula moje ciało, gdy zakończyłam tą krótką acz przyjemną czynność wytarłam się staranie ręcznikiem, umyłam żeby, uczesałam włosy i założyłam nowy komplet ubrań, który znalazłam w walizce.
mój projekt.
Niepewnie otworzyłam drzwi i zaczęłam schodzić na dół. Kuchnia była opustoszała, więc bez żadnych obaw wstawiłam wodę na herbatę i zaczęłam robić tosty. Już skończyłam kiedy poczułam czyjeś ręce na tali i ostre zęby przy szyi. Moje ciało momentalnie zesztywniało i zaczęło się niekontrolowanie trząść.
- Dzień dobry ślicznotko. - Louis
- Dz..dzień dobry. - odpowiedziałam próbując przywrócić swój normalny głos. Zgrabnie wysunęłam się z jego objęć i położyłam dwa talerze na stole, po czym zajęłam wolne miejsce i zaczęłam jeść. Chłopak z dziwnym uśmiechem usiadł naprzeciw mnie i zaczął powtarzać moją czynność. Po niecałej godzinie talerze były puste a wszyscy byli gotowi do wyjścia. Pożegnałam się z dziewczynami i stanęłam pod ścianą z wzrokiem wbitym w podłogę. Widok drewnianych paneli przysłoniły mi dwa czarne buty należące do któregoś z wampirów. Bałam się podnieść głowę, więc nie zmieniałam jej pozycji. Moje ręce zostały rozłączone, a jedna z nich utkwiła w uścisku. Podążałam za resztą do samochodu. Czułam, że ten dzień nie będzie zaliczony do udanych. Moje serce biło tak szybko jak po maratonie, a dłonie zaczęły się pocić. Każdy co chwilę spoglądał w moją stronę, więc musieli to słyszeć czy tam czuć. Po ok. 20 minutach samochód stanął, a ja zostałam delikatnie popędzona w stronę wejścia. po przekroczeniu progu szkoły wszystkie dotychczasowe rozmowy ucichły. Wzrok wszystkich był wbity w naszą szóstkę. Każdy na naszej drodze natychmiastowo z niej schodził. Zayn doprowadził mnie do mojej szafki, na co podziękowałam mu delikatnym uśmiechem.
- Będzie dobrze. - stwierdził z uśmiechem dając mi buziaka w policzek. Jeszcze zanim weszłam do klasy poczułam za sobie spojrzenie Louisa.
Klasa wyglądała normalnie. Duże okna, ławki krzesła, tablica. W końcu coś normalnego - pomyślałam i z małym uśmiechem zajęłam miejsce w ostatniej ławce pod oknem.

***

Lekcje mijały zwyczajnie. Nauczyciele tacy jak wszędzie. Każdą lekcje spędzałam na tym samym miejscu, a na przerwach czytałam książkę w klasie. Bałam się z niej wyjść, ale nadeszła 30 minutowa przerwa na lunch. Nie miałam ochoty nic jeść nadal czując w sobie dwa tosty z dżemem. Poruszając się jak jakaś zjawa czy coś w tym stylu wyszłam na dwór. Nie wiedząc co dalej ze sobą zrobić skierowałam swoje kroki na boisko i zajęłam miejsce na trybunach. Na boisku trwał trening piłkarski i cheerleaderek. Kiedyś byłam jedną z nich, ale ta "sława" i respekt szkolny nudzą. Musisz uważać na każdym kroku, zawsze musisz być ta idealna. Nie powiem, że to nie fajne. Byłyśmy jak zgrana paczka - zawsze razem. Byłam tak bardzo zamyślona, że nawet nie zorientowałam się, że ktoś koło mnie usiadł.
- Hej. - powiedziała entuzjastycznie - Jestem Lucy.
- Meg. - odpowiedziałam stopniowo odwzajemniając jej humor. Po jej ubraniu mogłam wywnioskować, że należy do cheerleaderek. Jest naprawdę ładną dziewczyną o ciemnych włosach i oczach.
- Jesteś tu nowa prawda? - spytała na co bez słowa twierdząco kiwnęłam głową. Na boisku dostrzegłam Nialla i Louisa przez co stałam się bardziej niepewna.
- Chciałabyś dołączyć do drużyny? Mamy jedno wolne miejsce, a dyr. Hook mówiła, że trenowałaś gimnastykę w poprzedniej szkole.
- Wiesz.. na razie chciałabym się bardziej zaaklimatyzować, ale dziękuje. - naprawdę ta dziewczyna jest strasznie miła. Czy chcę wrócić do drużyny? Brakuje mi takiej więzi jak kiedyś, ale dawno nie trenowałam i czy to ta cisza i spokój jest wart stracenia tego? Musiałabym się nad tym poważnie zastanowić.
- Okey u jak zmienisz zdanie to szukaj mnie na boisku. - krzyknęła schodząc z trybun.

*DZWONEK*

Szybszym krokiem wróciłam na trzy ostatnie lekcje tego dnia.

***

Dokładnie o 15:10 zadzwonił dzwonek oznaczający koniec tej męczarni. Miałam już serdecznie dośc przedstawiania się na każdej lekcji. Nie wiedziałem czego mam się w tej chwili spodziewać. Szłam samotnie korytarzem i nie widziałam ŻADNEGO z moich oprawców. Byłam wolna? Cały dzień ich nie widziałam, (nie licząc przerwy) . Jakby słuch po nich zaginął. Tylko jest mały problem, a mianowicie Neli. Nawet jeślibym uciekła (jakimś cudem) to ona jest narażona na niebezpieczeństwo tak jak cała reszta.
Co ja mam zrobić?
Boje się kolejnej godziny mojego życia.
Boję się nich.
Ale za bardzo kocham Neli, żeby uciec.
Muszę ją bronić.
Nawet jeśli oznacza to zostanie w tym domu.
Nie myśląc dalej ruszyłam drogą powrotną do domu. Moje ślady na śniegu były rozmazane z powodu nieodrywania butów od warstwy puchu. Dotarłam do domu po ok. godzinie.
Cisza.
Nikogo nie ma.
Ściągnęłam kurtkę, buty i poszłam do kuchni. Wstawiłam sobie wodę na herbatę, a po zrobieniu jej udałam się na górę. Jestem ciekawa gdzie oni wszyscy są...
Z nudów zaczęłam robić lekcje. Musiałam wykonać zaległy rysunek i nadrobić kilka stron historii sztuki abstrakcyjnej. Okazało się, że nie mam tak wielkich zaległości. Po dwóch godzinach wszystko było gotowe.
Nadal ich nie ma...
Rzuciłam się na ogromne łóżko i otworzyłam rozpoczętą książkę na ostatniej stronie, kilka minut później usnęłam.

***

Obudziłam się z dziwnym uczuciem. Chciałam wstać, ale to było niemożliwe. Lewitowałam z 2 metry nad ziemią.

poniedziałek, 22 grudnia 2014

AAAAAAAAA!!

Nie uwierzycie co tutaj mam <3 zwiastun dla naszego opowiadania. Wykonała go Lusieeek :3 matko jak jej za to dziękuje z całego serca. Zwiastun strasznie mi się podoba, a wam? Rozdziały wracają od świąt. Przepraszam, że na tak długo zniknęłam, ale musiałam załatwić pewne szkolne i prywatne sprawy. Mam nadzieję, że o nie nie zapomniałyście?
A teraz nasz zwiastun:

Jednokierunkowych Świąt :*

poniedziałek, 24 listopada 2014

Rozdział 5

P.O.V Meggy

Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo tęskniłam za tym miastem. Za każdą ulicą, miejscem, domem, osobą. Znam to miejsce jak własną kieszeń i strasznie się cieszę, że tutaj wróciłam. Chociaż okoliczności tego powrotu mogłyby być lepsze.


Kocham Londyn zimą, a szczególnie śnieżną, co nie zawsze wychodzi pogodzie tak niesamowicie jak w tym roku. Spacerowałam z Perrie po zaśnieżonym parku w całkowitej ciszy, aż w końcu postanowiłam ją przerwać.
- Więc... Jak zostałaś wampirem?
- Po tym jak wyjechałaś zaczęłam kolegować się z Katherine, a ona zapoznała mnie z Zaynem. Zaczęliśmy się spotykać, aż w końcu dowiedziałam się, że jest wampirem. Zerwałam z nim, ale to nie pomogło. Jestem jedną z wybranych i kocham go. - powiedziała z uśmiechem na ustach
- Wybrana? Ja też nią jestem? - spytałam z strachem.
- Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie. - stwierdziła z uśmiechem, ciągnąc mnie w głąb parku. Po kilku minutach zaczęliśmy mijać zakochane pary siedzące na ławkach.
- Meggy?!- zawołał głos za nami, więc obróciłam się w kierunku źródła głosu.
- David!- krzyknęłam z wielkie uśmiechem. David był moim przyjacielem, gdy jeszcze tutaj mieszkałam. Pochodzi z Polski, ale bardzo szybko zaklimatyzował się w naszym gimnazjum.
- Matko jak ja dawno cię nie widziałem. Wróciłaś tutaj na stałe? Gdzie mieszkasz? - kolejne pytania wypływała z jego ust, aż w końcu przestał, ponieważ musiał nabrać powietrza.
- Nie wiem na ile tutaj będę, a zamieszkałam u... - miałam zamiar odpowiedzieć na pytanie, ale nie wiedziałam jak.
- Mieszka u swojego kuzyna, a mojego chłopaka. - uratowała mnie Per. Kuzyna??? O.o
- Musimy się spotykać tak jak kiedyś. - powiedział widocznie szczęśliwy z naszej odpowiedzi. Rozmawialiśmy przez kilka kolejnych minut, ale David dość szybko się nudzi i w taki oto sposób zaczął bitwę na śnieżki. Trwało to całą drogę do domu, w którym obecnie mieszkam. Jestem cała mokra i jest mi strasznie zimno, a Louis będzie pewnie znowu zły i użyje na mnie swojej mocy. Jednak na razie nie myślałam o tym. Cieszyłam się odzyskaniem cząstki dawnego życia, ale dosłownie lało się ze mnie.
- Okej ja znikam, ale musimy to powtórzyć. - oznajmił rozpromieniony chłopak udając się w przeciwną stronę. Wchodząc do domu nie byłam już taka wesoła i pewna siebie. W salonie przywitało mnie spojrzenie 5 wampirów. Przełknęłam ślinę, której nadmiar zgromadził się w mojej jamie ustnej i opuściłam głowę. Ładny wzór podłogi... Perrie podeszła do Zayna i mocno go przytuliła. Dzięki za zostawianie mnie tutaj -,-.
- Gdzie byłaś? - spytał Louis
- W parku.
- Kim był ten chłopka?- kolejne pytanie z jego ust
- To był mój stary przyjaciel.- odpowiadałam coraz mniej pewniej.
- A wyjaśnisz nam do cholery dlaczego jesteś cała mokra i trzęsiesz się z zimna?! - wrzasnął chyba Liam. Dlaczego on tak mnie nie lubi?
- My rzucaliśmy się śnieżkami... - teraz moją odpowiedź można było zrównać z szeptem.
- Megg idź na górę. - powiedział blondyn...Niall? Bez żadnych uwag wykonałam jego polecenie i weszłam do pokoju w którym się obudziłam. Podeszłam do łóżka, ale nie zdążyłam na nim usiąść, ponieważ drzwi od pokoju się otworzyły a stanął w nich Louis. Bez słowa podszedł do szafy i wyciągnął z nich swoją bluzkę i moje dresy. Skąd one tam...?
- Podnieś ręce. - polecił, gdy stanął przede mną. Wiedziałam, że może coś mi zrobić, więc wolałam nie ryzykować. Podniosłam ręce, a on ściągnął ze mnie bluzę i założył swoją bluzkę, która sięgała mi za uda. Moje spodnie powędrowały do poziomu kostek, a ja z nich wyszłam i założyłam na siebie miękkie dresy.
- Chodźmy na dół.- chłopak już trzymał mnie za rękę, ale ja nie miałam ochoty stąd wychodzić. Została obdarzona zdziwionym spojrzeniem chłopka.
 - Możemy tutaj zostać jestem zmęczona? - spytałam nieśmiało, ku mojemu zdziwieniu chłopak szybko mnie podniósł i zszedł ze mną w wampirzym tempie na dół. Siedziałam na jego kolanach, a reszta siedziała na dwóch fotelach i jednej wielkiej kanapie.
- Od jutra pójdziesz do szkoły. - zaczął Zayn. - będziesz chodziła na profil artystyczno-muzyczny jak do tej pory. Dyrektorka jest wampirem, więc nie licz na jej pomoc. Jesteś moją kuzynką  i przeprowadziłaś się tutaj z powrotem ze względu na lepsze warunki rozwoju. Jasne? - spytał na koniec swojej przemowy, a ja tylko kiwnęłam głową.
- No dobra lepiej żebyś załapała. Chodzisz do pierwszej klasy, ja jestem na tym samym kierunku drugiego roku, a Niall, Harry, Liam i Louis na sportowym. Dziewczyny chodzą do innej szkoły. - Ciekawe dlaczego? Pomyślałam, ale już nie chciałam się o to pytać. Chłopacy włączyli jakiś film, ale ja nie miałam na to ochoty. Bez słowa poszłam na górę i położyłam się na łóżku. Jednak jeszcze zanim usnęłam poczułam jak materac się ugina, a czyjeś usta składają delikatny pocałunek na mojej skroni.
- Przepraszam za dzisiaj ślicznotko, śpij dobrze. - szepnął miękki głos do mojego ucha, a ta sama osoba, która wykonała te czynności wsunęła swoją rękę na moją talię i mocno mnie przytuliła. Całkiem tak jakby się bała, że mogę uciec...
~~*~~
Ok jest niezbyt ciekawie i jestem tego świadoma. Przepraszam was, ale mam chwilową zacinkę i cierpię na brak czasu. :/ No i obecnie jestem inwalidą...zwichnięta ręka :( Postaram się poprawić i ogarnąć do naxta. <3

Jak wam się czyta w nowym kolorze?
Kocham was miśki :* i dziękuje za komentarze :* one strasznie mnie motywują
Mogę liczyć na 10 kom?

środa, 5 listopada 2014

Rozdział 4

P.O.V Meggy

Kiedy się obudziłam Louisa obok mnie nie było. Podniosłam się i rozejrzałam po pokoju. Po prawej stronie znajdowały się jak zgaduję drzwi do łazienki. Bez zastanowienia wstałam i weszłam do sąsiedniego pomieszczenia. Cały dom (znaczy to co widziałam) było urządzone w tym samym stylu - nowoczesne wykonanie z drewnianymi detalami, w tym wypadku były to rama lustra i półki z szafkami. Ściągnęłam z siebie ubrania i stanęłam pod prysznicem, z którego tryskała wcześniej włączona przeze mnie woda.

P.O.V Louis

Gdy się obudziłem Meg jeszcze spała. Starając się jej nie obudzić wstałem, ubrałem się i zszedłem na dół do jadalni, gdzie już wszyscy byli.
- Wstał nasz panicz. Nie za późno jak na ciebie? Chyba Maggy musi być wygodna - zaśmiał się Zayn, po czym od razu dostał w ramie od Perry.
- Wiesz, że tak, a co zazdrościsz? - spytałem ze śmiechem wyczuwalnym w moim głosie jednocześnie wsypując płatki do dwóch misek.
- Po co to robisz? Ona i tak tu nie zejdzie. - stwierdził Liam zdziwiony moim zachowaniem.
- Uważaj, bo możesz się zdziwić. - powiedział sarkastyczny głos dobiegający zza futryny drzwi. Wszyscy w jednym momencie odwrócili się w stronę blondynki stojącej w drzwiach.
- Maggy już wstałaś? - spytałem z udawanym zdziwieniem, próbując przerwać niezręczną ciszę, która zapadła w pomieszczeniu, ale moje słowa chyba nie docierały do dziewczyny wpatrzonej w osobę siedzącą obok mulata.
- P-Perry? - jej głos drżał jakby zaraz miał rozpaść się na miliony kawałeczków.
- Maggy. - szepnęła dziewczyna ze łzami w oczach. Wampirzym tempem podbiegła do dziewczyny i mocno ją przytuliła

P.O.V Meggy

Po skończonym prysznicu nie wiedziałam co mam zrobić, więc postanowiłam znaleźć Zayna lub Louis, zeszłam po schodach na dół skąd dobiegały roześmiane głosy.
- Po co to robisz? Ona i tak tu nie zejdzie. - stwierdził chyba Liam? Wiedziałam o kim mówi i nie mając ochoty na bycie zastraszaną i poniewieraną stanęłam w drzwiach, z fałszywym uśmiechem na twarzy.
- Uważaj, bo możesz się zdziwić. - sarkazm to co kocham. Nikt mnie tego nie oduczy. Równo z wypowiedzeniem tych słów doznałam szoku. Perry moja Perry. Pośród nich?! Nie docierały  do mnie słowa bruneta, stałam jak słup i nie mogłam pojąć o co tutaj chodzi. Zanim się zorientowałam stałam już w uścisku blondynki. Matko jak ja za nią tęskniłam. Moja Perry. Ta sama, która chodziła ze mną do gimnazjum, ta sama która pomogła zdobyć mi pierwszego chłopaka, ta sama która pomagała mi wymykać się z domu. Niby ta sama, ale jednak inna. Jest wampirem.
- Ale..jak? Kiedy? - spytałam lekko odsuwając się od dziewczyny
- Wszystko ci wyjaśnię, ale teraz musimy już jechać. Prawda Zayn? - dziewczyna powiedziała wymijająco, po czym zwróciła się do chłopaka, na co on przytaknął. Wszyscy jak na zawołanie wyszli z pomieszczenia.
- Gdzie jedziemy? - spytałam stając w salonie.
- Do Londynu. - odpowiedział mi spokojnie Louis.
- Kurwa, że co?! - wrzasnęłam na cały dom, zwracając na siebie uwagę.
- Nie zapomnij z kim tutaj jesteś i kim jesteś! - syknął tuż przy mojej twarzy.
- Dlaczego? Zabrałeś mi Neli, najbliższych, normalność... Jeszcze ci mało? - spytałam po raz kolejny, nie mogąc już powstrzymać łez. Chłopak zostawiając mnie bez odpowiedzi wściekle złapał mój nadgarstek, zaciągnął mnie do samochodu i wsiadł do niego po mnie zamykając drzwi z hukiem. Za kierownicą siedział Niall, a obok jego dziewczyna? Natomiast ja z Louisem siedziałam z tyłu. Chłopak? Dobra nie mam pojęcia jak go nazwać. Wampir przyciągnął mnie do siebie, jednocześnie zmuszając bym położyła się na jego klatce piersiowej. Nie mając siły na to, by się uwolnić. Po prostu zamknęłam oczy i zasnęłam.

P.O.V Louis

Po trzech godzinach jazdy samochody zaparkowały przed willą. Nie zważając na walizki, bo wiem, że chłopacy się tym zajmą, wziąłem dziewczynę na ręce i zaniosłem ją do jej nowego pokoju.

Po czym zszedłem na dół wymyślić z chłopakami co dalej zrobić z tą dziewczyną...

~KILKA GODZIN PÓŹNIEJ~

Jest już po obiedzie, a ta mała nadal śpi. Szkoda, że muszę ją obudzić, bo tak słodko spała... Po cichu wszedłem do jej sypialni. Myślałem, że zaraz  ją zamorduję. Kurwa ona jutra nie dożyje...

P.O.V Maggy

Obudziłam się w nowym miejscu. Dobra, muszę przyznać, że ten pokój jest ładny. Było mi strasznie gorąco, więc otworzyłam okno, jednak niewiele mi to pomogło. Nie wiem dlaczego, ale nadal było mi strasznie duszno. Pomimo, że zaczął się grudzień, było dziś dość ciepło. Nie myśląc nad tym dłużej zeszłam niezauważenie po schodach i wyszłam na dwór. Usiadłam na jednym ze stopni patio i po prostu głęboko oddychała. Często miałam takie "ataki". Lekarz mówił, że są one pozostałością po astmie i dodatkowo wspomagają je ataki paniki. Siedziałam tak już dobre 10 minut i zaczęłam marznąć. Dobry moment, by wrócić. - pomyślałam i już miałam wstawać, kiedy znowu poczułam ten straszny ból. Louis.
- Kazał ci toś wyjść?! - krzyknął za mną. Nie widziałam go, ponieważ chwilowo prawie leżałam na ziemi, ledwo mogąc oddychać.
- L..ouis..pro..szę..prze..przestań. T..to..bo..bo..li. -wyszeptałam resztą siły. Po chwili słyszałam jak ktoś krzyczy, a ból stopniowo minął.
- Wszystko dobrze? - spytała spanikowana Perry, klęcząc nade mną.
- Tak. -powiedziałam biorąc kolejny głęboki oddech.
- Chodź mam pomysł. Pójdziemy się przejść. - powiedziała uradowana dziewczyna, uśmiechając się szeroko, co delikatnie odwzajemniłam. Znów jestem w Londynie. Moim mieście. W mieście, w którym wszystko się zaczęło, ale czy też tutaj się skończy?

~*~
Znowu chora, a tu konkurs recytatorski, piosenki angielskiej, 2 koncerty i występ. No ładnia a ja ledwo mówię -,-. No nic, ale wy macie rozdział :D
Przepraszam za tą przerwę, ale miałam małe zaległości po ostatniej chorobie :/
No nic co myślicie?
Dziękuje za poprzednie komentarze <3 myślałam, że się popłaczę :*

czwartek, 23 października 2014

Rozdział 3

Minęły chyba trzy dni. Nie jestem tego pewna z uwagi na bardzo mały i niewyraźny dopływ światła dziennego. Jest tutaj strasznie zimno i nic nie jadłam od tego porwania. Wszystko mnie boli od spania na podłodze. Gdy upadałam wpadłam na drut wystający ze ściany, więc dodatkowo mam rozciętą wargę. Po raz kolejny od zamknięcia mnie tutaj spróbowałam wstać co o dziwo wyszło mi lepiej niż wcześniej. Podnosiłam się do siadu i znów się kładłam kilka razy, aż nie usłyszałam otwarcia przez kogoś drzwi, a po chwili oślepił mnie nadmiar jasnego światła. W drzwiach dostrzegłam blondyna z gabinetu. Podczas pobytu w tej piwnicy uświadomiłam sobie, że to nie jest żaden głupi żart to są prawdziwe wampiry, a ja jestem w cholernych tarapatach. Na widok chłopaka odruchowo zaczęła cofać się w tył co utrudniał mi ból.
- Możesz wstać?- irlandzki akcent rozbrzmiał zaraz po tym jak znalazł się przede mną. Niepewnie zaprzeczyłam głową i z wahaniem złapałam jego rękę wystawioną w moim kierunku. W normalnym tempie ruszyliśmy po schodach na górę. Niall trzymał mnie za ramie uważając by nic mi się nie stało. Weszliśmy do jadalni, a przede mną stanął talerze z spaghetti i szklanka pomarańczowego soku. Chłopak wyszedł z kuchni, a wszedł do niej Louis. Po moi ciele przeszła fala nieprzyjemnych dreszczy.
- Jedz.- nakazał siadając po przeciwnej stronie stołu. Z nieufnym grymasem na mojej twarzy wzięłam do ręki widelec i włożyłam w makaron, a następnie do swojej budzi. Powtarzałam tą czynność tak długa, aż talerz został pusty. "Mój towarzysz" podszedł do mnie i pewnym ruchem odsunął krzesło, na którym siedziałam i delikatnie popychając je do przodu zmusił mnie do wstania, a kolejnym delikatnym szarpnięciem zmusił mnie do pójścia za sobą.

P.O.V Louis

Co ja jej zrobiłem? Jej oczy były bez blasku i widziałem w nich tylko strach. Poprowadziłem ją do mojego łóżka i łagodnie zmusiłem by na nim usiadła. Poszedłem do łazienki i wróciłem z apteczką. Wodą utlenioną na gaziku przemyłem jej wargę, a później wszystko posprzątałem.
- Wstań. - powiedziałem z niewyraźnym uśmiechem. Dziewczyna automatycznie wypełniła moje żądanie. Bez słowa podszedłem do niej i uniosłem palcami jej brodę. W jej oczach widziałem łzy, skutek, żal i rozpacz. Mocno ją do siebie przytuliłem. Czułem jej skołowanie, ale odwzajemniła mój gest. Poczułem jej łzy na moim ramieniu.

- Shhhh... cichutko. Wszystko będzie dobrze.- zacząłem głaskać ją po włosach, powoli kołysząc się z nią w tył i przód.
- Dlaczego mi to... zrobiłeś? Dlaczego tak po... prostu wziąłeś mnie... z tej ulicy? Dlaczego.. zabrałeś mi.. Neli i Sam..i..- nie mogłem już słuchać tego jej rozpaczliwego głosu. Matko jak ja chciałbym ją pocałować, by zatrzymać ten potok słów.
- Meggy musisz zadzwonić do Sam i powiedzieć jej, że wyprowadziłaś się do swojego chłopaka , że ma cię nie szukać. Nie wiesz czy wrócisz. Ma nie wzywać policji i się z tobą nie kontaktować.- powiedziałem wszystko, żeby mieć pewność, że nikt nas nie odkryje.
- Naprawdę muszę? A Neli?
- Będziesz się z nią spotykać raz w miesiącu, ale nic o tym nie mów, bo jeden numer, a to odwołam.- skończyłem podając jej mój telefon.

P.O.V Meggy

•••
•••
- Halo?- głos zdenerwowanej Sam rozbrzmiał w słuchawce
- Sam?- spytałam niepewnie
- Matko Meggy gdzie ty jesteś? Neli powiedziała, że jacyś panowie cie zabrali po pracy, a ją odprowadził jeden z nich...- jej głos - płakała
- Sam spokojnie. Ja zamieszkałam u swojego chłopaka....
- Meggy przestań kłamać kim oni byli?!- dlaczego ona tak dobrze mnie zna???
- Sam nie dzwoń na policję, bo stanie się coś Neli, albo nam i nie próbuj się ze mną skontaktować. Powiedz młodej, że ją kocham. Będę was odwiedzać. Pa- skończyłam szeptem z łzami w oczach.
- Meg!- nie chcąc dalej już słyszeć jej załamanego głosu rozłączyłam się i oddałam telefon.
- Jestem zmęczona mogę iść spać?- spytałam patrząc na zegarek za chłopakiem, który wskazywał 19:00, ale biorąc pod uwagę bezsenne trzy noce to zrozumiałe.
- Tak chodź.- uśmiechnął się znacznie (co było dość dziwne), po czym wziął mnie na ręce i zaniósł w stronę łóżka. To było nawet miłe... Położył mnie na nim i okrył kocem. Ten materac był taki miękki... Nie to co podłoga w tej ruderze.
- Wampiry śpią?- pytałam z ciekawości patrząc jak kładzie się koło mnie.
- Tak i jedzą?- powiedział rozbawiony otaczając mnie ramieniem. "Zmierzch" kłamie czego oni uczą młode pokolenie?!
- Co ty robisz?- spytałam zdziwiona
- Spokojnie, śpij ślicznotko...
- Ale.. - zaczęłam i nie skończyłam bo mi przerwano!
- Bez żadnego ale dobranoc.
- Braaaanoc.- szepnęłam zmęczona przedłużając wyraz ziewaniem...

~*~

Jedynym plusem zapalenia dolnych dróg oddechowych jest to, że mogę spokojnie pisać i czytać bez ograniczeń :D, a później czytać wasze komentarze, a propos ich. Dziękuje za każdy komentarz od was. Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy <3 Jesteście wspaniałe :*
Mam tylko jedną prośbę :-) Czy moje kochane anonimki ( te które tego nie robią) mogły by się podpisywać?

niedziela, 19 października 2014

Rozdział 2


 -Meggy Harruno. Urodzona 4 marca 1997 roku w Londynie. 170 wzrostu niebieskie oczy i nosi okulary. Chodzisz do drugiej klasy liceum z uwagi na twoje wysokie osiągnięcia. Masz pięcioletnią siostrę Neli. Mieszkasz u Samanty i Jerrego Malk. Twoi rodzice Angela i Jackob zginęli dwa lata temu w wypadku samochodowym. Prawda? - spytał chłopak po odczytaniu tekstu z żółtej koperty. Niepewnie przytaknęłam głową, jednocześnie myśląc o tym skąd on to wszytko wie.
- Po co tu jestem? - spytałam cicho bojąc się o reakcję bruneta. W odpowiedzi usłyszałam tylko gardłowy śmiech całego towarzystwa zgromadzonego w tym pomieszczeniu. Staliśmy w gabinecie urządzonym w nowoczesnym stylu mieszającego się z drewnianym wykonaniem. Po mojej prawej stronie stał blondyn, którego zadaniem było powstrzymanie mnie od ucieczki, znów kolejny z nich pilnował drzwi.
- Gdzie jestem? - spytałam po raz kolejny nie otrzymując odpowiedzi na poprzednie pytanie. Cwany uśmiech rozprzestrzenił się na twarzy tego całego szefa.
- Podejdź do mnie. - powiedział głosem nie przyjmującym sprzeciwu. Przełknęłam gulę, która zdążyła utworzyć się w moim gardle i mimo woli wykonałam dwa powolne kroki przed siebie. -  W moim domu panują trzy zasady - kontynuował tuż przy moim uchu. -
 1. Jesteś mi posłuszna.
2. Nie sprzeciwiasz mi się, i
3. Należysz do mnie. - skończył,a po mich plecach przeszły ciarki. Po chwili byłam już ciągnięta za nim na korytarz.
- Gdzie idziemy? - spytałam nadal idąc.
- Poznasz resztę współlokatorów. - odparł zatrzymując się w jak mniemam salonie. Był urządzony w podobnym stylu co gabinet. Przy kanapie stało dwóch chłopaków z gabinetu oraz dwaj inni, natomiast na kanapie siedziały dwie dziewczyny. - To jest Niall, Liam... - powiedział wskazując na znane już mi postaci.- Zayn.. - to on odprowadzał Neli. - Harry..- nieznajomy lokers - Ta brunetka to Nicol dziewczyna Nialla, a ta druga to Sophie dziewczyna Liama, później poznasz jeszcze Per dziewczynę Zayna. Ja jestem Louis, a ciebie już zna każdy. Teraz masz czas na pytania.
- Czy Neli jest bezpieczna? - spytałam od razu odwracając się w stronę... Zayna? Na co ten tylko delikatnie się uśmiechnął, co nieco mnie uspokoił.
- Gdzie jesteśmy?
- Obrzeża Doncaster. - powiedział obojętnie chyba Niall...
- Po co tutaj jestem?
- Wstań. - zażądał Louis wyraźnie zadowolony tym pytaniem. Pełna obaw wstałam z białej kanapy, a chłopak w mgnieniu oka pojawił się przede mną.
- Jak ty to...? - zaczęłam ale przerwał mi szok spowodowany kłami chłopak
- Kim wy jesteście? - strach całkowicie przejął nade mną kontrolę sprawiając, że mój głos zaczął drżeć. Jego oczy stały się czerwone jak u wampira...
- Jesteście wampirami. - bardzej stwierzdziłam niż spytałam. Powoli zaczęła się wycofywać w bok, co nie było najlepszym pomysłem, ponieważ po chwili zostałam przyciśnięta do ściany.
- Nigdzie się nie wybierasz ślicznotko. - wysyczał zły niebieskooki przy mojej skórze po czym poczułam bolesne ukłucie w tamtym miejscu na co zareagowałam głośnym krzykiem, lecz po kilku sekundach nie sprawiało mi to bólu, a przyjemność. Powoli zaczynałam robić się śpiąca, jednak zanim na dobre zasnęłam usłyszałam jeszcze krzyk dziewczyny.

P.O.V Louis

Ten smak. Jej krew. Jeszcze nigdy nie piłem takiej. To uczucie jest nie do opisania. To tak jak słodycze dla dziecka na gwiazdę. Coś bez czego nie byłoby tak wyjątkowo, a jej krew... Jest lepsza, niż poprzednich trzech żywicielek razem wziętych. Głupia Perrie.. Wiem, że bym ją zabił no, ale i tak nie powinna mi przerywać.
- Mogłeś ją zabić! - krzyknęła po raz kolejny blondynka.
- Ale jej nie zabiłem.- powiedziałem znużony całą tą gadka.
- Louis nie po to zaprowadziłam cie do niej, żebyś ją zabił. Ona jest odpowiednia, a ty masz zrobić wszystko, żeby nic jej się nie stało! Spadnie jej choćby jeden włos z głowy, a nie żyjesz Tomlinson! - syknęła zła wychodząc z pokoju do kuchni. Bez większych refleksji w nadludzkim tempie znalazłem się w swojej sypialni, którą chwilowo zajmowała Meggy. Dziewczyna stała odwrócona do mnie tyłem wpatrując się w krajobraz za oknem. Widziałem jak jej ciało spina się na dźwięk zamykanych drzwi.
- Proszę pozwól mi wrócić do domu.- szepnęła kiedy stanąłem za nią.
- Nie ma mowy.
- Ale musisz. Ktoś taki jak ty nie istnieje, a ludzi się nie porywa.- nie nie nie tak się bawić nie będziemy. Nieświadomie użyłem swojej mocy, a dziewczyna momentalnie zginęła się w pół.
- Powtórzy to.- syknąłem zły w jej stronę.
- Nie istniejesz.- jeszcze mocniej. Dziewczyna klęczała przede mną zawijając się z bólu. Z łatwością podniosłem ją z ziemi, nie zaprzestając sprawiania jej bólu. Gdy zszedłem do podziemi otworzyłem na oścież drzwi od piwnicy i wrzuciłem tam płaczącą dziewczynę.
- To sobie kurwa tutaj posiedzisz tak długo, aż nie uznasz, że jestem prawdziwy, a ty znalazłeś się w większym piekle niż byłaś. - krzyknąłem po czym trzasnąłem drzwiami i ruszyłem drogą powrotną na górę...

~*~
Ja się podoba?
Mam nadzieję, że chociaż odrobinę tak :)
Dziękuje dziewczyną z całego serca za komentarze pod poprzednim rozdziałem, oby ta liczba wzrastała to co..?
 4 komentarze = next w tygodniu
1komentarz = w weekend

niedziela, 12 października 2014

Rozdział 1

- Meg możemy już iść do domu? - spytała naburmuszona pięciolatka. Odkąd nasi rodzice zmarli, mieszkamy u rodziny zastępczej, która opiekuje się nami jakbyśmy byli prawdziwą rodziną. Jednak czasami są takie dni jak dziś, że Neli po przedszkolu musi czekać w kawiarni, aż skończę pracę.
- Już idziemy. - powiedziałam znużona ponad setnym pytaniem tego rodzaju. Kocham tą małą blondynkę choć czasami naprawdę mnie denerwuje. Staram się zastąpić jej naszą mamę, ale chyba nie wychodzi mi to za dobrze. Założyłam dziewczynce szalik, rękawiczki i starannie zapięłam jej zimowy płaszczyk. Po czym uczyniwszy to samo chwyciłam jej malutką rączkę i opuściłam przytulne pomieszczenie, a weszłam na wyziębnięte ulice Doncaster. Uwielbiam to miasto i chociaż łączę z nim niezaciekawe wspomnienia to nic tego nie zmieni. Pamiętam jak przeprowadziliśmy się tutaj tuż przed narodzinami Neli. Nienawidziłam tego miejsca. W Londynie zostawiłam wszystko na co tak ciężko pracowałam, a tutaj? Nie miałam nic. Teraz wiem, że to jest moje miejsce na ziemi.
- Megi..?- spytał moja siostra jednocześnie przerywając moje przemyślenia, ale z nieznanych mi przyczyn w jej głosie usłyszałam strach.
- Tak skarbie? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie stopniowo zwalniając kroku, aż nie stanęłyśmy w ośnieżonej alejce.
- Kim są ci panowie? - spytała niepewnie podnosząc małą rączkę, która wskazała grupę pięciu chłopaków w mniej więcej moim wieku. Dziwne nigdy wcześniej ich tu nie widziałam... i nawet nie mam zamiaru ich poznawać, więc postanowiłam ominąć ich szerokim łukiem, co uczyniłam.
- Dokąd się tak spieszysz ślicznotko?! - zawołał jeden z nich, gdy się odwracałam w przeciwną stronę. Postanowiłam ich zignorować, co nie było dobrym pomysłem, ponieważ po kilku sekundach (pomimo znacznie dzielącej nas przestrzeni) stali przede mną torując mi drogę. Po pierwsze: Jak oni to zrobili? A po drugie: Mam przesrane! - pomyślałam.
- Odpowiadaj jak się grzecznie pytamy. Rodzice nie nauczyli cię dobrych manier? - zaśmiał się jeden z nich.
- Do do..domu. - odpowiedziałam ledwo mogąc wydusić z siebie jakiś dźwięk.
- Nastąpi mała zmiana planów skarbie. - powiedział po raz kolejny ten sam chłopak z cwanym uśmiechem. Nawet nie zorientowałam się kiedy Neli nie trzymała mnie za rękę, a za mną stał ich "szef". Widziałam strach i łzy w oczach mojej siostry, ale nie powiedziała ani słowa.
- Chcesz, żeby stała się jej krzywda?- szepnął prosto do mojego ucha, na co szybko i pewnie pokiwałam przecząco głową. -To dobrze, pójdziesz ze mną, a nic jej się nie stanie dobrze? - spytał retorycznie, na co od razu przytaknęłam. - A teraz się ładnie pożegnaj. -zażądał powracając do grupy. Natychmiast złapałam Nel w ramiona i mocno przytuliłam.
- Kochanie posłuchaj mnie uważnie. -zaczęłam ocierając jej łzy zamarzające na policzkach.- Je pójdę z tymi panami, a ty wrócisz do Sam i powiesz, że musiałam pojechać w delegację, tak?- szepnęłam powstrzymując łzy.
- Nie zostawiaj mnie! - krzyknęła rzucając się mi w ramiona.
- Nie zostawię cię skarbie, będę w twoim serduszku, a niedługo wrócę i pójdziemy odwiedzić mamusię dobrze? - spytałam po raz kolejny.
- Obiecujesz?
- Obiecuję. - W co ty wierzysz?! - głupia podświadomość.
- Kocham cię Megi. - powiedziała dziewczynka kładąc swoją rękę na mój policzek.
- Kocham cię mocniej Neli. - powtórzyłam tekst delikatnie całując czółko blondynki, jednocześnie kończąc nasz codzienny "rytuał". Koło nas pojawił się mulat wystawiając dłoń w stronę mojej siostry, na co ta jakby z przymusu ją złapała.
- Błagam nie rób jej krzywdy. -zwróciłam się w jego stronę. Za skutkowało to ciepłym uśmiechem chłopaka co dodało mi trochę otuchy, ale wyparowała ona, gdy zostałam boleśnie przyciągnięta do boku innego z nich. Palce bruneta jeszcze bardziej wbiły się w mój bok kiedy spróbowałam powiększyć odległość między nam.
W mojej głowie pojawiło się nagle tysiąc pytań:

Kim oni są? Czego chcą? Do czego jestem im potrzebna? Gdzie oni mnie zabierają? Czy kiedyś jeszcze tu wrócę?...

~*~
No siema misie :D
No to zaczynamy ;)
Myślę, że jednak kogoś zaciekawi to opowiadanie i będzie tutaj zaglądał ^.^
Rozdziały będą się pojawiać co tydzień, więc do nexta :*
DZIĘKUJE ZA KOMENTARZE <3

sobota, 4 października 2014

Prolog.

Nieunikniona ciemność.
Prorocza przepowiednia.
Niewinna dziewczyna.
Zmieszanie krwi.
Miłość, ból, moc.
Jedność.
Ona i on.
Ciemność i światło
Biel i Czerń.
Czy można uniknąć przeznaczenia?

Witam

Witajcie na moim pierwszym blogu tego rodzaju. Zaczynam pisać Fantazy :d zawsze chciałam tego spróbować no i tak się stało. Blog rusza od 04 października 2014r., więc do tego czasu proszę o cierpliwość i zareklamowanie tego bloga haha ;) żartuję :*. Mam nadzieję, że odniesie on podobny sukces co pozostałe.