wtorek, 30 czerwca 2015

środa, 27 maja 2015

Rozdział 15

"Jutro przejdziesz przemianę"
"Jutro przejdziesz przemianę"
"Jutro przejdziesz przemianę"
Mój cały dzisiejszy dzień kręci się wokół tych trzech słów. Wczoraj wieczorem wróciliśmy do domu, a Louis do teraz się do mnie nie odezwał. Przez to jeszcze bardziej się stresuję o ile to możliwe. W szkole powoli odchodzę od zmysłów, bo nie wiem co mnie czeka i czy wogóle przeżyję. Powolnym krokiem weszłam na stołówkę i już przy wejściu zauważyłam machającego ręką Nialla, ale nie chciałam z nimi siedzieć. Bez słowa wyszłam z pomieszczenie i poszłam na boisko. Usiadłam na sztucznej trawie i zaczęłam myśleć. Czy to wogóle ma jakiś sens? Niech mnie zabije i da święty spokój.
- Hej.
- Hej? - zdziwiłam się widząc Harrego, który jak gdyby nic zajął miejsce obok mnie.
- Co tu robisz? - spytałam nieco złośliwie, ale nic na to nie poradzę.
- Chciałem ci towarzyszyć. Niall sądzi, że zaczęłaś go nie lubić, Zayn jest wkurzony, że zostawiłaś go z takimi osłami pfff... Louis dzisiaj ....wogóle z nim się nie dogadasz, a Liam próbuje to jakoś ogarnąć, więc dyskretnie uciekłem od tych cweli. - zaśmiał się z swoich słów, a ja lekko zachichotałam.
- A dlaczego postanowiłeś dołączyć do mnie? - spytałam zaciekawiona.
- Fajna jesteś, a ja nie miałem normalnego towarzystwa od baaardzo dawna.
- Przecież chodzisz do szkoły.
- Wiecznie naćpanych osiemnastolatków, którzy biegają jak jakieś małpy po boisku.
- Czyli chłopacy i ja jesteśmy ciągle na haju i zachowujemy się jak małpy.
- Fajnie jak tak mówisz. - powiedział kompletnie mnie zbijając z tropu.
- Tak czyli jak?
- Normalne. Nie mówisz o nas bestie, wampiry, pomocnicy diabła. Mówisz chłopcy. - uśmiechnął się delikatnie.
- Urodziłeś się wampirem. - bardziej stwierdziłam niż spytałam
- Yhym. Moja mama była żywicielką.
- Widujesz się z nią?
- Jasne, że tak... - chciał jeszcze coś dopowiedzieć, ale przerwał mu dzwonek. Szybko wstałam, ale Harry mi to uniemożliwił chwytając mnie za nadgarstek.
- Chodź bo spóźnimy się na lekcje.
- Spokojnie Meg.- zaśmiał się lekko co muszę przyznać było słodkie. - Chodźmy do parku.
- Nie jestem pewna czy Lo... - zaczęłam ale niegrzecznie mi przerwano.
- Nim się nie przejmuj. Biorę to na siebie. - dodał widząc moją nieprzekonaną minę.
- Okej. - powiedziałam z delikatnym uśmiechem, ale w głębi czułam, że będą kłopoty.

~*~*~*~
Koniec szlabanu = next jutro wieczorem

sobota, 16 maja 2015

Snap

Małe pytanko...
Czy któraś/któryś z was ma trumbla?
Czy któraś/któryś z was ma snapchata?
Czy któryś/któraś z was ma konto na Wattpad ?

czwartek, 14 maja 2015

Rozdział 14

P.O.V Meggy
Z racji tego, że po weekendowy poniedziałek był dniem wolnym w naszej szkole, podobno jakaś krajowa olimpiada matematyczna, postanowiliśmy, że wrócimy do domu Nialla jutro rano lub po południu. Otworzyłam leniwie oczy i lekkim strachem odkryłam, że znowu śpię wtulona w klatkę piersiową wampira. Zaczynam się trochę obawiać tej relacji. Louis całuje mnie, troszczy się o mnie, rozśmiesza mnie, rozmawia ze mną, zawsze mnie wysłucha i naprawdę go lubię. Lubię go bardziej niż powinnam. Powinnam go nienawidzić, ale nie umiem. Boję się go, ale jednocześnie mu ufam. To jest pojebane. Niechętnie uświadomiłam sobie, że muszę wstać, choćby po to, żeby wziąć prysznic. Delikatnie ucałowałam policzek bruneta, na co ten znacznie się uśmiechnął, a ja poczułam malutki rodzaj dumy, że to właśnie dzięki mnie na jego twarzy pojawił się ten cudowny uśmiech. Ze wstaniem było gorzej. Dopiero po kilku minutach udało mi się wydostać z uścisku wampira. Trzymał mnie tak jakby się bał, że mogę mu uciec i choć powinnam chociaż spróbować nie mogłam. Nie umiałabym go zostawić. W dalekiej podświadomości wiedziałam, że moje uczucia skierowane do niego są większe niż może mi się wydawać, ale nie dopuszczałam tego do mojej świadomości. Dopiero gdy gorące strumienie wody zderzyły się moją skórą wszystkie myśli związane z jego osobą opuściły mnie, a zaczęły nękać mnie nowe. Dzisiaj jest 14 grudnia co oznacza, że za równe dziesięć dni jest Wigilia. Moje pierwsze święta bez Sam, Jerrego, a przede wszystkim bez mojej kochanej Neil. Chciałabym móc mieć chociaż ją przy sobie. Gdy poczułam, że moja skórą nie jest w stanie przyjąć więcej wody postanowiłam wyjść spod prysznica. W całej łazience unosił się zapach różanego płynu do mycia ciała, który swoją drogą został specjalnie zakupiony dla mnie. Założyłam swoje koronkowe majtki, a całe ciało otoczyłam puchatym ręcznikiem, który umocowany był tylko  na górnej części moich piersi. Stałam przed lustrem czesząc lekko wilgotne włosy i z przymkniętymi oczyma wsłuchiwałam się w cicho puszczoną piosenkę z mojego telefonu, kiedy poczułam czyjeś ręce na moich biodrach momentalnie otworzyłam oczy i spotkałam w lustrze zafascynowane i lekko rozbawione spojrzenie Lou.
- Nie śpisz już? - spytałam próbując ignorować jego dłonie, ale nie zbyt mi to wychodziło. Czułam je wszędzie, chciałam je czuć... ja .. nie wiem co czułam...
- Nie było cie przy mnie, a to już nie jest to samo... - wymruczał przy moim uchu, a ja mechanicznie się spięłam. Jego usta zaczęły poruszać się po moim karku, a moje ciało odmówiło mi posłuszeństwa. Oparłam się o jego klatkę piersiową i poddałam rozkoszy przepływającej przez moje ciało. To nie powinno się dziać.
- Lou.. prze.. przestań..
- Chcesz tego. - jego pocałunki coraz bardziej mnie bolały. Z łatwością przycisnął moje ciało do zimnej ściany i natarczywie napierał na moje biodra swoimi.
- Prze.. przestań to boli... Lou..is boję się cie..ciebie. - jego ciało momentalnie zesztywniało. Odsunął się ode mnie i spojrzał na mnie z przerażeniem wymalowanym na twarzy. Zanim się zorientowałam co się dzieje byłam już na łóżku w sypialni bruneta. Zostałam przygarnięta do jego boku.
- Przepraszam...ja tak bardzo cie przepraszam.
- Hej. Louis.... Popatrz na mnie. Nic mi nie jest.
- Ale..ja...ty...-,wziął kilka głębokich wdechów - nigdzie nie wychodź. - powrócił jego stanowczy głos i po prostu wyszedł ? On zostawił mnie samą...
~*~***~*~
10 godzin później...

Jest godzina 21:13, a Louisa nadal nie ma. Boję się o niego... Zdążyłam go polubić i gdyby nie dzisiejszy " incydent " nadal by tak było... Nie wiem co mam zrobić. Lou zabronił mi wychodzić i powinnam go posłuchać, bo przeważnie ma rację, ale najchętniej zaczęłabym go szukać..   Bez zastanowienia wybrałam numer Perrie.
Bip, Bip, Bip...
- Halo Pez? - zaczęłam od razu gdy odebrała słuchawkę
- Nie. Pezz musiała odebrać plan wymiany zagranicznej i zostawiła telefon. Co jest mała?
- Lo...Louis wyszedł rano i jeszcze nie wrócił. - pociągnęłam nosem i dam sobie rękę uciąć, że słyszałam trzask drzwi wejściowych.
- Jesteś u niego?
- Tak, boję się..
- No cześć. - usłyszałam w drzwiach do sypialni , więc odwróciłam się w tamtą stronę i zobaczyłam uśmiechniętego Zayna, ale uległo to zmianie gdy zauważył moje opuchnięte oczy.
- Hej, słoneczko Louis zaraz wróci zobaczysz. - powiedział przytulając mnie.
- Boję się o niego.
- Zależy ci na nim?
- Nie wiem. Nie wiem co czuje. Lubię go i to bardzo. Nieświadomie stał się dla mnie ważny. Lubię jak mnie przytula, daje buziaka na dobranoc, jak idzie ze mną na spacer, jak opowiada żarty i nawet nie są śmieszne, ale tak fajnie się uśmiecha jak się z nich śmieję...
- Zależy ci na nim. - oznajmił wprost mulat.
- Może i tak, ale nie powiem...- chciałam dokończyć zdanie, ale uniemożliwił mi to kolejny trzask drzwi sypialni i pojawiła się w nich lodowata sylwetka Louisa.
- Przygotuj się. Jutro przejdziesz przemianę w żywicielkę. - oznajmił lodowato, a jego wzrok mógł zabić.

~**~~
Brak mi weny... :( przepraszam ze was zawiodłam tym rozdziałem jak i innymi

sobota, 25 kwietnia 2015

Rozdział 13

P.O.V Louis
Obudziłem się z lekkim ociąganiem. Spojrzałem na zegarek, który stał na szafce nocnej. 10:37. Matko. Dawno tak długo i dobrze nie spałem, a to wszystko zasługa tej małej osóbki. Nie wierzę, że Meg jest już że mną dwa tygodnie. Odwróciłem się w jej stronę. Spojrzałem na jej zamknięte oczy, delikatnie zaróżowione policzki i minimalnie uchylone usta. Do tego wszystkiego jej blond włosy rozrzucone po całej powierzchni poduszki. Wyglądała jak anioł. Anioł, który wpadł do piekła. Słyszałem jej miarowy oddech, systematyczne bicie serca, krew krążącą w żyłach. Była taka krucha, a za razem silna i waleczna. Łatwo się poddawała, ale była nieugienta. Ma w sobie tyle sprzeczności. Jest konkretna, ale niezdecydowana. Jest diabelsko piękna i seksowna, każdy chłopak w szkole i nie tylko w niej się za nią ogląda ( co mnie niezmiernie wkurwia i mam ochotę urwać im jaja), a ona jest tego kompletnie nieświadoma. Działa pod wpływrm impulsu, ale jej decyzje są przemyślane. Jest strasznie wkurwiająca, ale gdy chce potrafi być miła i spokojna. Chcę, żeby mi zaufała w całości, chcę, żeby mówiła mi wszystko, chce sprawiać, że się śmieje i byś powodem jej uśmiechu. Chcę, żeby w całości mnie zaakceptowała. Teoretycznie jest pod moja władzą. Jest moja, ale praktycznie jest wolna. Muszę zrobić z niej stu ptocentową żywicielkę. Chce ją posiąść na zawsze. Kolejny raz spojrzałem na jej usta. Miałem taka cholerną ochotę je pocałować, ale zamiast tego tylko musnąłem jej czoło. Jest idealna i to jest problem...
Gdyby mój ojciec mnie słyszał napewno by mnie zajebał. Dla niego żywiciel czy żywicielka to tyko krew, a dla mnie Meggy jest czymś innym. Czymś większym.. ważniejszym.. Jestem od niej uzależniony. Nie tylko od jej krwi bez której ledwo wytrzymuje 12 godzin, ale od jej osoby, ust, słów, gestów..  Nie chcę jej krzywdzić, ale nie mogę pozwolić sobie na zatracenie się w niej..

P.O.V  Meggy
Obudziłam się w obcym pokoju. Dom Louisa. Przewróciłam się na prawy bok i zobaczyłam moje ulubione niebieskie tęczówki.
- Dzień dobry - przywitał się chłopak z delikatnym uśmiechem... Dobra to jest podejrzane.
- Cześć. -zaryzykowałam tym samym gestem, co się opłaciło, ponieważ jeszcze większy uśmiech ozdobił twarz bruneta. Mogę posunąć się dalej..?
- Lou?
- Hmm?
- Mogę cię przytulić?- spytałam cichutko, ale wystarczająco, by to usłyszał. W odpowiedzi tylko chłopak przyciągnął mnie do siebie. Niepewnie wtulilam się w jego tors, a on obdarował mnie całusem w głowę.
- Zaraz wracam. - szepnął po czym w wampirzym tempie wyszedł z pokoju...

~***~~*~***~

Dziękuję wam że jesteście że mną..  to koniec na dziś :)
°
°
°
°
Żartuje hahhaha :** zapraszam do dalszego czytania. Chciałam powiedzieć tylko, że strasznie wam dziękuję i kocham <3
~***~**~***~

W tym krótkim czasie rozejrzałam się po pokoju wampira. Był urządzony w kolorach czerni i czerwieni. Tylko moja poduszka była koloru nieba. Wielkie łóżko ustawione na środku, a na przeciw drzwi wejściowych. Po prawej stronie rozprzestrzeniał się piękny widok Londynu. Stało tam też biurko, a na kawałku ściany między oknem, a drzwiami wisiał plazmowy telewizor. Z lewej strony znajdowały się drzwi do kolejnego pomieszczenia, którym była garderoba, a w niej kolejne drzwi prawdopodobnie do łazienki. Po obu stronach łóżka stały szafki nocne, a na nich lampki i zegarek. Ściany zdobiły dwa obrazy i kilka kinkietów.
- Jestem. - stwierdził Louis kładąc tacę z śniadaniem koło mnie zaledwie minutę później.
- Kiedy..ty..?
- Długo spałaś. - zaśmiał się puszczają mi oczko. Spojrzałam na zegarek. Faktycznie. 11:16.
- Przepraszam. - bąknęłam niewyraźnie.
- Nic się nie stało, a teraz jedz.

~**~**~**~

Siedziałam w salonie. Po zjedzonym śniadaniu poszłam się umyć, a z racji braku czegoś innego niż spódniczka skończyłam w dresach i koszulce chłopaka.
- Musimy porozmawiać. - powiedział stanowczo chłopak siadając na przeciw mnie.
- Okej ...
- Jak może już się dowiedziałaś jesteś moją żywicielką... - zaczął niepewnie- Żywiciel to osoba która oddaje wampirą swoją krew. Jako, że wampiry są nieśmiertelne ich żywiciele też muszą tacy być. Zostanie w twoją krew wprowadzone moje DNA będziesz wampirem, ale różnica jest taka, że twoje serce będzie biło i krew będzie w tobie krążyć. - tłumaczył obserwując moją reakcję - Te całe przejście jest bolesne i nie chce cię teraz straszyć, więc nie będę ci o tym opowiadać. Niedługo będziesz musiała to przejść. - przełknęłam ślinę, ale słuchałam dalej- Tylko proszę cię nie myśl o tym za dużo. Najlepiej wcale. -westchnął, a ja byłam coraz bardziej zdenerwowana.- Teraz wróćmy do twojego wczorajszego pytania... Każdy z nas mieszka osobno. Zgodziliśmy się zamieszkać chwilowo razem, żebyś lepiej to wszystko przyjęła. Pezz nie chciała byś była ze mną sam na sam, bo byś zwariowała...- Lou skończył, a ją byłam zszokowana, skołowana, przestraszona i sama nie wiem co jeszcze. Zaczęłam mechanicznie kręcić głową. Nie, to nie realne. Wampiry nie istnieją. To tylko sen. Jakiś jebany koszmar...
- Meg..
- Nie nawidze cię. - szepnęłam na wydechu. - Dlaczego ja? Dlaczego mi to zarobiłeś? Dlaczego tak bardzo mnie nie nawidzisz ?! - byłam w amoku. Nie bałam się go. Po prostu byłam wściekła. Nie wiedziałam co robię. Nie zwracałam uwagi na to co on może mi zrobić. Stałam przed nim i po prostu uderzałam w tors. - Co ja ci takiego zrobiłam?! Byłam normalną, zwykłą nastolatką?!? - krzyczałam coraz głośniej, aż nie miałam siły. - Dlaczego? - pytałam szeptem, a łzy spływały mi po policzkach. - Dlaczego? - powtórzyłam opierając się o jego klatkę piersiową.
- Nie wiem księżniczko.- szepnął i ucałował moją głowę .

P.O.V Louis

Od wybuchu Meg minęło kilka godzin. Jest 18:13, a blondynka od tamtej pory śpi. Wiedziałem, że to będzie trudne do przyjęcia, ale myślałem, że będzie lepiej..
Boję się o nią...
Siedziałem w kuchni i pisałem z Harrym, gdy do kuchni weszła dziewczyna. Miała podgrążone oczy, zaczerwienione policzkii tak samo jak nos. Wyglądała jak wyciągnięta z trumny, ale dla mnie nadal była śliczna.
- Hej.. - powiedział strasznie cicho i niepewnie.
- Cześć.
- Moglibyśmy się przejść po parku? - spytała nieco głośniej, ale nadal bała się mojej reakcji.
- Chodź. - uśmiechnąłem się ciągnąc ją za rękę w kierunku drzwi.
~*~***~*~
Chodziliśmy po oświetlonych uliczkach parku śmiejąc się w niebogłosy. Dowiedziałem się wielu rzeczy o mojej żywicielce i usłyszałem wiele zabawnych sytuacji z jej dzieciństwa. Meg strasznie polepszył się humoru, co i na mnie w jakimś stopniu udzielało. Ślicznie jej z uśmiechem na ustach...
Zaczynało zrobić się coraz zimniej, a Meg zaczęła się trząść i chciała wracać do domu, ale ja nie miałem na to najmniejszej ochoty, więc po prostu założyłem na jej drobne ciało moją grubą bluzę i mocno chwyciłem w biodrach, by nie mogła mi uciec.
- Lou puść mnie. - zachichotała próbując mi się wyrwać.
- Nie mam najmniejszego zamiaru.
- Louuuuu proszę....
- Nie.
- Proszę zrobię wszystko co chcesz.
- Wszystko? - spytałem z cwanym uśmieszkiem.
- Prawie..- dokończyła, a mój uśmiech zmienił się w grymas.
- Dostaniesz buziaka . - o tak bejbe. Dziewczyna stanęła na palcach i musnęła mój prawy policzek. WTF?!? Gdyby mój wzrok mógł zabić (a może bardzo wiele, ale nie to) to już by leżała martwa. Blondynka tylko się delikatnie zaśmiała i powtórzyła swój swój gest tylko tym razem na lewym policzku.
To są kurwa jakieś jaja. - pomyślałem po czym wpiłem się w jej słodkie usta.

środa, 8 kwietnia 2015

Rozdział 11

Jest godzina 19:58. Za dwie minuty ma tu wejść Louis. Wogóle nie wiem o co konkretnie mu chodzi. Po szkolnej sytuacji już go nie widziałam. Nie wiem co myśleć. Wybrałam czarną, rozkloszowaną spodniczkę ze skóry, a do tego miętową koszulę z szyfonu i tego samego koloru szpilki. Włosy zostały związane w stylowo rozczochranego koka, który tak samo jak makijaż wykonała Pezz. Nagle w mojej sypialni rozległo się pukanie, a chwilę później zjawił się w niej brunet. Ma na sobie czarne spodnie, dopasowaną koszulę tego samego koloru, której dwa pierwsze guziki są rozpięte. Całości dopełnia czarna marynarka, ale nie jest ona jakoś bardzo oficjalna i buty dopasowane do całości. Wstałam z łóżka i delikatnie się uśmiechnęłam.
- Ładnie wyglądasz Meggy. - rzekł dość formalnym tonem chłopak mierząc mnie wzrokiem. Na moje policzki wpełzły delikatne rumieńce, więc opuściłam głowę. Kilka sekund po tym dwa palce uniosły ją do góry, gdzie czekały na mnie piękne brązowe oczy. Hola! Co?! Piękne ?! Chyba ostatnim razem wypił za dużo krwi...
- Chodźmy - powiedział i wyciągnął mnie za rękę z pokoju. Puścił ją dopiero, gdy stanęliśmy w garażu przed jednym z wielu samochodów. O matko.
Przecież to Audi R8. Wpatrywałam się jak zaczarowana w piękny czarny pojazd, co doprowadziło do chichotu mojego towarzysza.
- Chcesz nim jechać? - spytał z powagą, lecz w jego oczach tańczyły iskierki rozbawienia.
- Czy Pan się ze mnie śmieje?
- Jakżebym mógł panno Meggy.

~*~***~*~

Siedzimy z Louisem w PRTWATNEJ
SALI w jednej z droższych restauracji londyńskich.
Wielka sala.
Z kryształowym żyrandolem.
Na środku stolik.
Stolik dla dwojga.
Przy stoliku para.
A ta parą jesteśmy my.
Zaniemówiłam.
Po odejściu kelnera mogę spokojnie stwierdzić, że mój towarzysz dobrze czuje się w takim otoczeniu. Pasuje mu to. Te całe bogactwo. Wyglądam przy nim jak bezdomna.
- Mogłeś mi powiedzieć dokąd jedziemy. Ubrałabym się bardziej odpowiednio. - szepnęłam zawstydzona.
- Wyglądasz bardzo dobrze. Nie wątp w to.
- Dlaczego tutaj jesteśmy? - spytałam zdezorientowana jego zachowaniem jednocześnie zmieniając temat.
- Chciałem spędzić z tobą miły wieczór. Co w tym dziwnego? - o.oł marszczy brwi. Może się to dla mnie źle skończyć, więc urywam rozmowę wracając do jedzenia.

~*~***~*~

- Meg chciałbym cię gdzieś zabrać, ale musisz mi zaufać. - powiedział z niepewnością w moje oczy. Ledwo zauważalne skinęłam głową. Poczułam jak materiał owija się wokół mojej głowy zasłaniając oczy.

P.O.V Louis

Gdy dotarliśmy już do celu wysiadłem z auta i po obejściu go otworzyłem drzwi pasażera i chwyciłem drobną dłoń blondynki. Wprowadziłem ją do wnętrza budynku, gdzie czekał na mnie Sam. Przywitałem go skinieniem głowy i wszedłem z moją towarzyszką do windy. Cieszę się, że pozwoliła zawiązać sobie oczy, bo inaczej mój plan spalił by na panewce.
W windzie panowała zupełna cisza. Słychać było tylko i wyłącznie płytki oddech dziewczyny, gdy "metalowe pudło" się otwiera przez jej ciało przechodzi dreszcz w 100% nie spowodowany chłodem.
- Spokojnie. - szepczę jej do ucha otwierając jedną ręką drzwi, a drugą nadal trzymając zimną dłoń.
Po wejściu do środka rozwiązuje Meg przepaskę opuszczając ją na podłogę.
- Gdzie jesteśmy? - pyta z niepokojem.
- W moim mieszkaniu. - odpowiadam na jej pytanie obojętnym głosem myśląc, że ją to uspokoi.
- Nie mieszkasz w tamtym domu?
- Nie Meg tamten dom jest Nialla, każdy z nas mieszka sam.
- Więc dlaczego...- zaczyna, ale nie daje jej dokończyć przykładając jej palec do ust.
- Ciii... jutro wszystko ci wytłumaczę, a teraz chodź.
Nim zdąży coś powiedzieć biorę ją na ręce i w stylu panny młodej niosę do mojej sypialni. Kładę jej ciało na łóżku i siadam obok. W jej oczach widzę strach i wyczekiwanie na mój kolejny ruch.
- Teraz cię pocałuję Meggy. - mówię wolno i wyraźnie. Widzę jej zdziwienie, ale przybliża się do mnie. Myślę o tym od rana. Jej usta są takie słodkie i nie jest to zasługa deseru truskawkowego... Gdy czuję, że braknie jej tlenu odkrywam się od niej i opieram swojej czoło o jej.
- Masz czerwone oczy. - mówi z lekkim przerażeniem.
- Bo jestem cholrnie spragniony. - ku mojemu zdziwieniu wyciąga swoją szyję do mnie i patrzy na mnie z cieniem uśmiechu.
- Pij. - zachęca.
- Nie z tąd. - szepczę i podnoszę do ust jej dłoń. Delikatne muskam zewnętrzną stronę kończyny i bez ostrzeżenia wbijam kły w jej nadgarstek.
- Aaaa!!! - krzyczy zszokowana bólem i moim działaniem.
Pociągam dwa ostatnie łyki i spoglądam na wykończoną dziewczyne. Całuje jej skroń i opuszczam pokój, ale przy drzwiach zatrzymuje mnie jej cichy głos.
- Lou.. zostań ze.. ze mną..
- Chcesz tego?
- Pro...oszę.
Z lekką obawą kładę się obok niej i przyciągnąm do siebie
- Śpij spokojnie ksiazniczko...

C.d.n....

niedziela, 22 marca 2015

Rozdział 10

P.O.V Louis
Siedziałem na boisku podczas przerwy treningu. Kolejny dzień nie widziałem Meg. Słyszałem na korytarzu reakcję ludzi na moją poranną "szopkę". Może to było głupie, ale musiałem wprowadzić ją w moje życie, a to dopiero początek mojego planu.. Mam tylko nadzieję, że blondynka poradzi sobie z tą "aferą". Nie chcę  by cierpiał. Chcę ją chronić. Chcę by czuła się bezpieczna, kochana i potrzebna. Muszę się w końcu przyznać... Potrzebuję jej. Nie tylko jej krwi, ale jej. Musi zdobyć do mnie zaufanie. Boję się tylko o to co się stanie jeśli mój plan nie wypali. Ona mnie znienawidzi.
Musi się udać.
Musi.
Rano chciałem, żeby ludzie zobaczyli, że jest moja, żeby zobaczyli kim jest. By ją poznali i zaczęli się nią interesować w dobry sposób.  Nie chcę by była sama, bo zginie...
Musi mieć kogoś oprócz nas, a tylko normalna osoba, która jest na tyle głupia i odważna zacznie się z nią przyjaźnić. Plastiki jej nienawidzą, mieśniaki wiedzą, że jest moja, więc zostają kujoni. Dla mnie opcja idealna. Chcę, by jej wszyscy zazdrościli, a nie ona innym... Słyszałem te wszystkie myśli. Każda laska mówiła jaka to ona brzydka i inna rzeczy, które tylko skwitowałem "gówno prawda".
Meg jest piękna, chuda, mądra, jest jak anioł. Światełko w moim tunelu i muszę je złapać zanim zgaśnie, albo ktoś mi je zabierze... Chociaż w gruncie rzeczy to niemożliwe, ale jednak jeśli ona cała nie będzie moja. To tak jakby wcale nie była. Moje myśli przerwał pisk dziewczyn.
Na boisko wbiegła grupka Cheerledek. Z nudów i ciekawości  popatrzyłem w ich stronę i zaniemówiłem.
KURWA CO DO JASNEJ CHOLERY?!?!?!?!
Meggy jak gdyby nigdy nic stała między nimi ubrana w żółty, obcisły strój i z wielkim uśmiechem na twarzy oglądała cały stadion.
1. Zaraz weźmie mnie kurwica, bo każdy chłopak się na nią patrzy i rozbiera wzrokiem.
2. Myślałem, że zaraz jej coś zrobię, bo nie spytała mnie o to.
3. Nigdy u niej nie widziałem tak szczerego uśmiechu. Jest naprawdę śliczny.
4. Chciałbym być powodem tego uśmiechu
5. Wyglądała tak kurewsko dobrze, że miałem ochotę rzucić się na nią. W TEJ CHWILI.
8. Ja pierdole zwariuję przez tą dziewczynę.
7. I fakt, że idzie w moją stronę machając biodrami w każdą stronę świata wcale jej nie pomaga.
8. Ma zajebistą dupe w tej spódniczce.
Zaraz co?!
Jak to idzie w moją stronę?!
Nim zdążyłem zoriętować się, że ona rzeczywiście  tutaj idzie. Dziewczyna stała kilka kroków przede mną, z delikatnym uśmiechem na twarzy.
- Louis możemy porozmawiać? - spytała słodko patrząc na mnie swoimi błękitnymi oczami. Chciałem jeszcze posiedzieć i na nią popatrzeć, ale kiedy zobaczyłem spojrzenia moich kumpli od razu zerwałem się na równe nogi i chwytając Meg za rękę pociągnąłem ją do szatni. Gdy stanęliśmy w środku zakluczyłem drzwi, a klucz schowałem do kieszeni. Widziałem strach w jej oczach i czułem przyspieszony oddech jak i bicie serca
- Louis. Dołączyłam do drużyny. - powiedziała niepewnie.
- Czemu wcześniej mi o tym nie powiedziałaś?- zapytałem o dziwo spokojnie.
- B.bo dzisiaj wszyscy zaczęli o mnie mówić. I.i mówili że jestem gruba, brzydka, że nie wiedzą co ty we mnie widzisz i różne takie. Przed wczoraj Lucy spytała mi się czy nie chce do nich dołączyć, bo dyrektorka powiedziała jej o moich osiągnięciach gimnastycznych. Uznałam to za dobry pomysł...- tłumaczyła się szybko i chaotycznie.
- Przestań tak mówić! Jesteś piękna i zasługujesz na uwagę jebanego Bonda. Co je strasznie wkurwia, bo na nie nawet zdechły Reksio nie spojrzy.
- Przepraszam Lou- szepnęła cichutko, ale ja ją usłyszałem.
- Powtórz to.
- Przepraszam..
- Nie to. To jak mnie nazwałaś.
- Lou? - odpowiedziała pytaniem bardzo cichutko.
- Nie mam ci tego za złe słoneczko - powiedziałem podchodząc do niej. - proszę powiedz to jeszcze raz.
- Lou. - powiedziała już pewniej. Uśmiechnąłem się szeroko co dziewczyna również uczyniła.
Bez zastanowienia brutalnie wpiłem się w jej wargi. W pierwszej chwili nie wiedziała co się dzieje, ale jednak oddała pocałunek.
Oddała go.
Rozumiecie?
Oddała .
Chciała oprzeć swoje ręce na moich barkach, ale nie pozwoliłem jej na to. "Skółem" jej nadgarstki moją dłonią wysoko nad jej głową. Tak wysoko jak mi na to pozwoliły jej ręce. Całowałem ją mocno i namiętnie. Przyparłem jej ciało mocniej do ściany i otarłem jej biodra o swoje. Czułem jak jej nogi przestawały być jej posłuszne, więc wolną ręką przytrzymałem ją w tali. Odsunąłem się od niej kiedy czułem, że nie ma już powietrza w płucach. Oparłem swoje czoło o jej i delikatnie zacząłem jeździć swoim nosem po jej szyi, aż dotarłem do ucha.
- Bądź gotowa o 20:00 szepnąłem po czym wyszedłem z szatni zostawiając ją zdezoriętowaną...

P.O.V Meggy
Co to miało być? Czy ja właśnie oddałam pocałunek wampira. Oszalałam. Nigdy wcześniej nie czułam czegoś takiego jak w tamtej chwili. Nie umiem tego określić. To..to...
- Meg wszystko w porządku? - spytała przestraszona Lucy siadając na przeciw mnie na podłodze w szatni.
- Tak- odpowiedziałam uśmiechając się szeroko i wracając do rzeczywistości. - Chodźmy na ten trening.- dodałam wyciągając rękę w stronę dziewczyny, na co ta z uśmiechem ją przyjęła i razem wyszliśmy na boisko.

P.O.V ¿?
- Paul i co? Wiadomo coś?
- To ona. - odpowiedział mężczyzna przewraczając kolejne strony ksiąg.
- To nie możliwe! - wrzasnąłem na cały dom. - Medalion miał ją strzec! - warknąłem
- Nie wiem co się stało, ale to ona. - odpowiedział Paul próbując mnie uspokoić. To niemożliwe. Nie to musi się mylić. Co ją mówię? To prawda...
- Meggy dasz sobie radę. Wierzę w  ciebie mała. - szepnąłem czując się winny tego co ją spotkało, ale najgorsze jest to, że to dopiero początek, a wszystko przed nią...

~**~*~*~*
DUM DUM DUM
uwielbiam takie coś tajemniczego :3 mam nadzieję że nikt się niczego nie domyśli. Oby ;) dziękuję za wasze komentarze <3 kocham :* was :3