środa, 27 maja 2015

Rozdział 15

"Jutro przejdziesz przemianę"
"Jutro przejdziesz przemianę"
"Jutro przejdziesz przemianę"
Mój cały dzisiejszy dzień kręci się wokół tych trzech słów. Wczoraj wieczorem wróciliśmy do domu, a Louis do teraz się do mnie nie odezwał. Przez to jeszcze bardziej się stresuję o ile to możliwe. W szkole powoli odchodzę od zmysłów, bo nie wiem co mnie czeka i czy wogóle przeżyję. Powolnym krokiem weszłam na stołówkę i już przy wejściu zauważyłam machającego ręką Nialla, ale nie chciałam z nimi siedzieć. Bez słowa wyszłam z pomieszczenie i poszłam na boisko. Usiadłam na sztucznej trawie i zaczęłam myśleć. Czy to wogóle ma jakiś sens? Niech mnie zabije i da święty spokój.
- Hej.
- Hej? - zdziwiłam się widząc Harrego, który jak gdyby nic zajął miejsce obok mnie.
- Co tu robisz? - spytałam nieco złośliwie, ale nic na to nie poradzę.
- Chciałem ci towarzyszyć. Niall sądzi, że zaczęłaś go nie lubić, Zayn jest wkurzony, że zostawiłaś go z takimi osłami pfff... Louis dzisiaj ....wogóle z nim się nie dogadasz, a Liam próbuje to jakoś ogarnąć, więc dyskretnie uciekłem od tych cweli. - zaśmiał się z swoich słów, a ja lekko zachichotałam.
- A dlaczego postanowiłeś dołączyć do mnie? - spytałam zaciekawiona.
- Fajna jesteś, a ja nie miałem normalnego towarzystwa od baaardzo dawna.
- Przecież chodzisz do szkoły.
- Wiecznie naćpanych osiemnastolatków, którzy biegają jak jakieś małpy po boisku.
- Czyli chłopacy i ja jesteśmy ciągle na haju i zachowujemy się jak małpy.
- Fajnie jak tak mówisz. - powiedział kompletnie mnie zbijając z tropu.
- Tak czyli jak?
- Normalne. Nie mówisz o nas bestie, wampiry, pomocnicy diabła. Mówisz chłopcy. - uśmiechnął się delikatnie.
- Urodziłeś się wampirem. - bardziej stwierdziłam niż spytałam
- Yhym. Moja mama była żywicielką.
- Widujesz się z nią?
- Jasne, że tak... - chciał jeszcze coś dopowiedzieć, ale przerwał mu dzwonek. Szybko wstałam, ale Harry mi to uniemożliwił chwytając mnie za nadgarstek.
- Chodź bo spóźnimy się na lekcje.
- Spokojnie Meg.- zaśmiał się lekko co muszę przyznać było słodkie. - Chodźmy do parku.
- Nie jestem pewna czy Lo... - zaczęłam ale niegrzecznie mi przerwano.
- Nim się nie przejmuj. Biorę to na siebie. - dodał widząc moją nieprzekonaną minę.
- Okej. - powiedziałam z delikatnym uśmiechem, ale w głębi czułam, że będą kłopoty.

~*~*~*~
Koniec szlabanu = next jutro wieczorem

sobota, 16 maja 2015

Snap

Małe pytanko...
Czy któraś/któryś z was ma trumbla?
Czy któraś/któryś z was ma snapchata?
Czy któryś/któraś z was ma konto na Wattpad ?

czwartek, 14 maja 2015

Rozdział 14

P.O.V Meggy
Z racji tego, że po weekendowy poniedziałek był dniem wolnym w naszej szkole, podobno jakaś krajowa olimpiada matematyczna, postanowiliśmy, że wrócimy do domu Nialla jutro rano lub po południu. Otworzyłam leniwie oczy i lekkim strachem odkryłam, że znowu śpię wtulona w klatkę piersiową wampira. Zaczynam się trochę obawiać tej relacji. Louis całuje mnie, troszczy się o mnie, rozśmiesza mnie, rozmawia ze mną, zawsze mnie wysłucha i naprawdę go lubię. Lubię go bardziej niż powinnam. Powinnam go nienawidzić, ale nie umiem. Boję się go, ale jednocześnie mu ufam. To jest pojebane. Niechętnie uświadomiłam sobie, że muszę wstać, choćby po to, żeby wziąć prysznic. Delikatnie ucałowałam policzek bruneta, na co ten znacznie się uśmiechnął, a ja poczułam malutki rodzaj dumy, że to właśnie dzięki mnie na jego twarzy pojawił się ten cudowny uśmiech. Ze wstaniem było gorzej. Dopiero po kilku minutach udało mi się wydostać z uścisku wampira. Trzymał mnie tak jakby się bał, że mogę mu uciec i choć powinnam chociaż spróbować nie mogłam. Nie umiałabym go zostawić. W dalekiej podświadomości wiedziałam, że moje uczucia skierowane do niego są większe niż może mi się wydawać, ale nie dopuszczałam tego do mojej świadomości. Dopiero gdy gorące strumienie wody zderzyły się moją skórą wszystkie myśli związane z jego osobą opuściły mnie, a zaczęły nękać mnie nowe. Dzisiaj jest 14 grudnia co oznacza, że za równe dziesięć dni jest Wigilia. Moje pierwsze święta bez Sam, Jerrego, a przede wszystkim bez mojej kochanej Neil. Chciałabym móc mieć chociaż ją przy sobie. Gdy poczułam, że moja skórą nie jest w stanie przyjąć więcej wody postanowiłam wyjść spod prysznica. W całej łazience unosił się zapach różanego płynu do mycia ciała, który swoją drogą został specjalnie zakupiony dla mnie. Założyłam swoje koronkowe majtki, a całe ciało otoczyłam puchatym ręcznikiem, który umocowany był tylko  na górnej części moich piersi. Stałam przed lustrem czesząc lekko wilgotne włosy i z przymkniętymi oczyma wsłuchiwałam się w cicho puszczoną piosenkę z mojego telefonu, kiedy poczułam czyjeś ręce na moich biodrach momentalnie otworzyłam oczy i spotkałam w lustrze zafascynowane i lekko rozbawione spojrzenie Lou.
- Nie śpisz już? - spytałam próbując ignorować jego dłonie, ale nie zbyt mi to wychodziło. Czułam je wszędzie, chciałam je czuć... ja .. nie wiem co czułam...
- Nie było cie przy mnie, a to już nie jest to samo... - wymruczał przy moim uchu, a ja mechanicznie się spięłam. Jego usta zaczęły poruszać się po moim karku, a moje ciało odmówiło mi posłuszeństwa. Oparłam się o jego klatkę piersiową i poddałam rozkoszy przepływającej przez moje ciało. To nie powinno się dziać.
- Lou.. prze.. przestań..
- Chcesz tego. - jego pocałunki coraz bardziej mnie bolały. Z łatwością przycisnął moje ciało do zimnej ściany i natarczywie napierał na moje biodra swoimi.
- Prze.. przestań to boli... Lou..is boję się cie..ciebie. - jego ciało momentalnie zesztywniało. Odsunął się ode mnie i spojrzał na mnie z przerażeniem wymalowanym na twarzy. Zanim się zorientowałam co się dzieje byłam już na łóżku w sypialni bruneta. Zostałam przygarnięta do jego boku.
- Przepraszam...ja tak bardzo cie przepraszam.
- Hej. Louis.... Popatrz na mnie. Nic mi nie jest.
- Ale..ja...ty...-,wziął kilka głębokich wdechów - nigdzie nie wychodź. - powrócił jego stanowczy głos i po prostu wyszedł ? On zostawił mnie samą...
~*~***~*~
10 godzin później...

Jest godzina 21:13, a Louisa nadal nie ma. Boję się o niego... Zdążyłam go polubić i gdyby nie dzisiejszy " incydent " nadal by tak było... Nie wiem co mam zrobić. Lou zabronił mi wychodzić i powinnam go posłuchać, bo przeważnie ma rację, ale najchętniej zaczęłabym go szukać..   Bez zastanowienia wybrałam numer Perrie.
Bip, Bip, Bip...
- Halo Pez? - zaczęłam od razu gdy odebrała słuchawkę
- Nie. Pezz musiała odebrać plan wymiany zagranicznej i zostawiła telefon. Co jest mała?
- Lo...Louis wyszedł rano i jeszcze nie wrócił. - pociągnęłam nosem i dam sobie rękę uciąć, że słyszałam trzask drzwi wejściowych.
- Jesteś u niego?
- Tak, boję się..
- No cześć. - usłyszałam w drzwiach do sypialni , więc odwróciłam się w tamtą stronę i zobaczyłam uśmiechniętego Zayna, ale uległo to zmianie gdy zauważył moje opuchnięte oczy.
- Hej, słoneczko Louis zaraz wróci zobaczysz. - powiedział przytulając mnie.
- Boję się o niego.
- Zależy ci na nim?
- Nie wiem. Nie wiem co czuje. Lubię go i to bardzo. Nieświadomie stał się dla mnie ważny. Lubię jak mnie przytula, daje buziaka na dobranoc, jak idzie ze mną na spacer, jak opowiada żarty i nawet nie są śmieszne, ale tak fajnie się uśmiecha jak się z nich śmieję...
- Zależy ci na nim. - oznajmił wprost mulat.
- Może i tak, ale nie powiem...- chciałam dokończyć zdanie, ale uniemożliwił mi to kolejny trzask drzwi sypialni i pojawiła się w nich lodowata sylwetka Louisa.
- Przygotuj się. Jutro przejdziesz przemianę w żywicielkę. - oznajmił lodowato, a jego wzrok mógł zabić.

~**~~
Brak mi weny... :( przepraszam ze was zawiodłam tym rozdziałem jak i innymi